

Dziś stoję w środku rwącej rzeki.
- 23/04/2025
- Blog

Po zrobieniu pierwszego pierścienia z drutu coś we mnie pękło… Nagle w zaroślach dorosłego życia, w błotnistej magmie codziennych obowiązków i spraw, dostrzegłam ten ledwo sączący się, maleńki, rwący strumyk. Dotarło do mnie, że on zawsze tu był, tylko kompletnie o nim zapomniałam, zaniedbałam, utraciłam z pola widzenia. Jego źródło odnajduję w domu mojego dzieciństwa, w którym pełno było nici, materiałów, guzików i igieł. Na większości domowej przestrzeni królowały maszyny do szycia i krawieckie rękawniki do prasowania. Oboje rodzice byli krawcami, tata parał się krawiectwem ciężkim, mama wychowując czwórkę dzieci pomagała mu w lżejszych pracach. Bycie przedsiębiorcą, rzemieślnikiem z krwi i kości w tamtych czasach – głębokiej komuny – wiązało się z nieprzychylnością włodarzy, ale za to z wysokim prestiżem społecznym. Do dziś pamiętam, że jako jedni z pierwszych na całej ulicy mieliśmy telefon – sąsiedzi często przychodzili w potrzebie, by móc zadzwonić. W tamtych czasach, jak wiesz, nie było odzieżowych „sieciówek”, a w nielicznych sklepach w ogóle cokolwiek było. Tata od świtu do późnego wieczora kroił, szył, prasował płaszcze, garnitury, garsonki damskie, przyjmował klientów do przymiarek. Przeniknięta duchem ciężkiej, ręcznej pracy ojcowskich i matczynych rąk, od najmłodszych lat wciągnęłam się we własne, ręczne robótki, od haftu do makramy. Gdy jednak dorosłe życie złapało za gardło, gdzieś to wszystko się skryło na wiele, wiele lat.
Dziś stoję w środku rwącej rzeki. Czuję, jak jej wody przepływają przeze mnie. Kreatywny nurt, któremu dałam się porwać, dodaje mi odwagi i mocy tworzenia. Tak, mam momenty, że chcę wyskoczyć na brzeg, osuszyć się szybko, ubrać i pobiec do ciepłego, suchego kącika, który doskonale znam. Tylko, że dziś jestem bardziej świadoma i wiem, że w tym bezpiecznym, przytulnym kąciku nic mnie nowego nie czeka, nic mnie tu nie zaskoczy, mało co zadziwi. W przepływającym nurcie jest inaczej. Rzeka, w którą codziennie z rumieńcami na twarzy wchodzę, nieustannie zmienia swój nurt. Meandruje. Poznaję nowe okolice, nowe przestrzenie własne i otaczającego mnie świata, spotykam i otwieram się na nowych ludzi, ich historie, pasje i dzieła, jakie tworzą.


Byłam w miejscu, w którym dzień był podobny do dnia poprzedniego, a czas zlewał się w jedną wielką śnieżną kulę, która rozpędzając się rosła i nieuchronnie pędziła na wprost mnie. Jeśli jesteś w takim miejscu, wierzę głęboko, że możesz zatrzymać i siebie i tę rozpędzoną kulę. Bo wierzę, że każdy z nas jest w stanie odkryć swój wewnętrzny strumień kreatywności, swój pomysł na coś, co nada nowy bieg i sens jego życiu. Nieważne, ile masz lat i jak bardzo życie Cię poturbowało. Ważne jest, żeby – gdy kiedyś, w jakimś momencie swego życia – usłyszysz ten cichy szum strumyka, byś wtedy była – był blisko siebie. Tylko wtedy jest szansa, że zostaniesz przy nim na dłużej, że być może, zaciekawiona – zaciekawiony, dotrzesz do źródła. I dasz się porwać tej wodzie… a wówczas życie Twoje ukaże Ci nowe możliwości, nowe perspektywy. Jestem na to żywym przykładem. I wierz mi, warto dla takich chwil żyć.